U dzieci autystycznych charakterystyczne są zaburzenia modulacji sensorycznej. Dzieci te są więc albo nadwrażliwe albo podwrażliwe - i tu wchodzą w grę doznania na płaszczyźnie różnych zmysłów: smaku, zapachu, wzroku, dotyku, słuchu.
Nasz Tomek prawie od urodzenia wykazywał patologiczny stopień nadwrażliwości wszystkich zmysłów, co wywoływało dużo lęków, płaczu i dziwnych zachowań. A przy okazji dużo śmiechu, bo nadwrażliwość dotykowa sprawiała, że prawie każde przewijanie go w okresie niemowlęcym kończyło się takim śmiechem od łaskotek, że potem czkawka na 2 dni murowana. Ciężko było też z nadwrażliwością smakową i słuchową. Budził się w nocy z płaczem od szumu samolotu za oknem, a z jedzeniem ciężko mu było z czymkolwiek spasować. Odczulanie z nadwrażliwości zmysłów bardzo Tomkowi pomogło - rok temu biegał boso po trawie i po plaży i nic mu nie przeszkadzało. Teraz najważniejsze do przepracowania w tym zakresie to nadwrażliwość dłoni (np. nie lubi jak ma za słabo wytarte po umyciu).
Nasz Krzyś prawie od urodzenia wykazywał za słabą wrażliwość zmysłów. Nie sygnalizował dyskomfortu jak miał coś w pieluszce, nie płakał jak się uderzył, bo bólu też nie czuł. Smakowało mu wszystko, więc nawet nie tylko jadalne rzeczy. Żeby czuć stopy, zimą nawet zdejmował kapcie i rajtuzki i boso stał na podłodze, a ja co 5 minut z powrotem go ubierałam, by nie dostał kataru... Terapia pomogła na tyle, że z podwrażliwca stał się nadwrażliwy. Może nie aż tak, jak Tomek kiedyś, ale to, co nie sprawiało wcześniej Krzysiowi problemu, zaczęło być trudne, np. mycie zębów, mycie głowy, mokra twarz, smak niektrórych potraw. Najgorzej w piaskownicy, bo najmniejsze ziarenka piasku między palcami u stóp tak mu rok temu przeszkadzały, że nie chciał wchodzić do piaskownicy boso, tylko w butach i skarpetach. A najlepiej w swoich ukochanych czerwonych kaloszkach ;)
W przypadku chłopców ważne jest to, że siebie mają nawzajem - Krzyś widzi, że Tomek je obiad i mu smakuje, więc Krzyś też je. Tomek widzi, że Krzyś ma mokre ręce i nie płacze, więc krzywda mu się nie dzieje.
Niemniej jednak, ćwiczenia nadal są konieczne, odwrażliwianie na jedne i uwrażliwianie na inne rzeczy.
Jednym ze sposobów wykorzystywanych przeze mnie w ostatnim czasie jest robienie świeczek żelowych i zwykłych. Tomek ćwiczy przy tym paluszki - precyzyjnie wkładając do szklanych pojemników gwiazdki, kamyczki, muszelki itp. , które następnie zalewam żelem. Tomek oczywiście wcześniej wkłada ten galaretowaty żel do garnka, w którym go rozpuszczam. niemiłe wrażenie przy trzymaniu tej nieprzyjemnej galarety w dłoni jest dla Tomka o tyle łatwiejsze, że ma on silną motywację - chce zrobić świeczki bo to lubi!
I jak miło usłyszeć potem od syna: Mamo, jak ja cie kocham! bo lubię jak razem robimy świeczki..."
Ma przy tym doznania polisensoryczne - bo poza dotykowymi są tutaj też wzrokowe i zapachowe.
A Krzyś, który ze względu na bezpieczeństwo (i jego i świeczek;) nie jest włącznay w produkcję, podziwiając efekty pracy mojej i Tomka jest pod takim wrażeniem, że nazywa wszystkie kształty i kolory świeczek oraz tego, co w tych żelowych jest zatopione.
Robieniem świeczek "zaraziła" nas nasza Sąsiadka i nauczyła nas tego rękodzieła (za co na tym miejscu bardzo dziękujemy) oraz pożyczyła niezbędne do tego akcesoria.
-Tato, czy ja jestem jakiś dziwny?
(...)
-Nie, syneczku, Ty jesteś... oryginalny.
-A dlaczego?
-Bo wszystko co oryginalne, jest lepsze: jeansy, dolary, kompakty... - Ty też...
(kabaret Ani Mru Mru)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz